[artykuł] Jak pisać ciekawiej na nudne tematy?
Inspiracją do powstania niniejszego tekstu były listy od masterek, które twierdziły, że w ich zawodzie nie da się tworzyć ciekawych postów, a “czarę inspiracji” przelał uczestnik, który napisał mi kilka miesięcy temu, przy okazji innego szkolenia, że moje rady ciężko zastosować na blogach/kanałach, prowadzonych, przykładowo, przez osoby piszące opowiadania. On właśnie tym się zajmuje.
Lubię trudne przypadki, a jego faktycznie jest trudny, bo w pierwszym odruchu pomyślałem sobie, że jeśli piszesz opowiadania (albo bajki dla dzieci lub wiersze) to masz solidnie zawężone pole do zaciekawiania swoich czytelników, a już na pewno do pozyskiwania nowych. Bardzo ciężko jest opublikować na FB opowiadanie, które szeroko się rozejdzie i przysporzy nowych odbiorców. Bardzo ciężko jest na takim kanale publikować regularnie, często i trzymać wysoki poziom.
Ale jego przypadek wcale nie jest dużo trudniejszy od Twojego (kimkolwiek jesteś) i jeśli borykasz się z problemem ciekawego pisania, to służę radą.
Niech ten jego blog z opowiadaniami posłuży nam jako przykład, ale czytając dalszą część tekstu, myśl o sobie, o tym, czy niektóre z tych wskazówek możesz zastosować u siebie.
Co ja bym zrobił?
Przejrzałbym wszystkie możliwe strony mojej konkurencji, ale skupiałbym się na zagranicznych twórcach, bo ich jest więcej. Sprawdziłbym, jak oni sobie radzą z problemem zaciekawiania oraz pozyskiwania nowych odbiorców. Przemyślałbym, które tematy mógłbym poruszać u siebie, rzecz jasna, bez żadnego kopiowania. Mam na myśli idee, a nie konkretną treść. O tych ideach za moment napiszę więcej.
Uczyłbym się. Wielu influencerów nie czuje się ekspertami, bo nimi nie są. I przy “nie są” zapominają dodać słowa “jeszcze”.
Zanim wydałem pierwszą książkę dla blogerów w 2012 roku, spędziłem dziesiątki godzin w nowojorskich księgarniach, czasami – z braku miejsc – przesiadując na podłodze, szukając inspiracji, gryzmoląc notatki. W Polsce nie miałem od kogo się uczyć, moja książka była pierwszym poradnikiem. W Stanach tych poradników były już całe regały. Tak po prawdzie to najwartościowsze w tych książkach były… spisy treści. Uczyłem się, jakie tematy warto poruszać, ale w swojej książce musiałem je opisać po swojemu, przystając do polskich realiów. Koniec końców i tak niczego specjalnego nie wymyśliłem, postawiłem na sprawdzony schemat, czyli rozdziały o tym jak zacząć, budować społeczność, zarabiać i pisać.
No dobrze, ale wróćmy do tego bloga z opowiadaniami.
Czego niby miałbym uczyć na nim?
Sztuki pisania, copywritingu, ciekawostek pisarskich, krótkich historyjek z życia lub nawyków sławnych twórców (ha, jeden z newsletterów o tym będzie niebawem!). Wrzucałbym też inspirująco-motywujące cytaty, zabawne memy, ciekawostki językowe. To ostatnie mogłoby być szczególnie interesujące. Regularnie zaglądam na stronę poradnik PWN, gdzie są publikowane listy od czytelników, pytających jak się coś pisze i wymawia. Dziś ktoś zapytał, czy to prawda, że zdań nie powinno zaczynać się od daty. Pomyślałem, że to głupie pytanie, bo niby dlaczego nie mógłbym napisać “1. września 1939 r. wybuchła II Wojna Światowa”? Okazało się, że jeszcze do niedawna “reguły edytorskie nakazywały, aby nie zaczynać wypowiedzenia od wszelkich zapisów symbolicznych (cyfrowych i/lub literowych), w tym dat.”. Dziś te nakazy wyszły z użycia. Błaha ciekawostka? Pewnie tak, ale pozbieraj takich sto, opublikuj u siebie przez kolejny rok, a wielu czytelników będzie Ci za to wdzięcznych.
Wrócę jeszcze do kwestii “sztuki pisania”,
bo nie chcę rzucać pustych haseł, a poniższą poradę można przełożyć na inne gatunki (od kulinariów po parentingi). Czego by miała dotyczy ta sztuka pisania? A dam przykład z życia wzięty, chyba nawet w szkoleniu “Influencer PRO” o tym wspominałem, nie zaszkodzi jeszcze raz. Jedną z najlepszych porad usłyszałem wiele lat temu na spotkaniu z Kenem Folletem (autorem m.in “Igła” i “Filary ziemi”). W tej samej księgarni, o której pisałem wyżej. Był w trakcie promowania swojej najnowszej książki, “Krawędź wieczności”, będącej trzecią częścią trylogii “Stulecie”. Powiedział, że to, co go najbardziej interesuje w historiach, to ewolucja bohaterów. Bez ewolucji nie ma dobrej historii. To był rok 2014, pomyślałem wtedy o wielu blogerach, którzy skaczą od tekstu do tekstu i w ich twórczości nie ma żadnej ewolucji. Nie mają wspomnień, nie mają przeszłości, nie mają celu. To nic złego. To po prostu marnotrawienie własnego potencjału.
I takich ciekawostek również można zebrać setki. Idealnie pasowałyby do bloga z opowiadaniami.
Jako autor opowiadań, spróbowałbym swoich sił w live’ach na żywo z czytelnikami, którzy podsyłaliby mi swoje prace, abym rzucił na nie okiem. Nie tylko prace. Teksty na blogach, posty z Instagrama. Zresztą coś takiego robiłem wielokrotnie w ramach “Hunt my blog”.
Częstym argumentem, jaki słyszę od osób, które mają obawy przed przekazywaniem wiedzy, jest brak wiary we własne umiejętności lub… brak wiedzy. “No piszę o tym,
ale ja się na tym nie znam
, nie mam wiedzy, to taka wiedza z życia wzięta”.
W porządku. A co zrobiłaś, aby jutro wiedzieć więcej niż wiesz dzisiaj? Jeśli nie masz wiedzy, to zacznij ją zdobywać. Ja się trzy lata bujałem z moim pierwszym poradnikiem, zanim uznałem, że mam wystarczającą wiedzę, by go opublikować. Do dziś nie ma w moich szkoleniach lekcji o prowadzeniu kanału na Youtube. Dlaczego? Bo nie masz podstaw, by wierzyć mi na słowo, że się na tym znam. Tak, znam się, ale jak Ci to udowodnię, skoro nie prowadzę swojego kanału, a ostatnie sukcesy na Youtube miałem w okolicach 2010 roku? Nie musisz uczyć wszystkiego. Ucz tylko tego, w czym czujesz się mocna. To może być bardzo mały wycinek. Od czegoś warto zacząć.
I jeszcze jedno. Być może najważniejsze.
Trzeba mieć odwagę wyjść poza sztywne ramy swojej tematyki. Nie trzymać się uparcie jednej formy, tkwić w obawach, że coś nowego to coś złego.
Z tym problemem spotykam się najczęściej przy przedsiębiorcach lub osobach wykonujących tzw. poważne zawody, dlatego staram się najpierw wysłuchać obaw, poznać mocne strony i ewentualnie zasugerować zmiany metodą małych kroków, bo to też nie może być tak, że dziś jesteś poważanym profesorem, a od jutra publikujesz “piąteczek, piątunio”, “parówki czy nogi” albo “hejka kochani, taki dzionek, że ja ciągle w śpiulkolocie. Essa, essa!”.
To, co doradzam innym, stosuję także u siebie. Moim polem do testowania nowych pomysłów jest Instagram Stories, bo to jeden wielki śmietnik. Wszyscy wrzucają tam zarówno wartościowe treści, jak i takie, które trzymają poziom dna. Staram się nigdy nie publikować niczego, czego sam bym nie chciał przeczytać, ale czuję w tym miejscu artystyczną swobodę. W najgorszym wypadku to i tak zniknie za 24 godziny. Instagram Stories to moje pole do testowania nowych pomysłów. 99% z nich idzie w zapomnienie. Do kosza.
Nie rzucaj się od razu na głęboką wodę, nie zapowiadaj czytelnikom wielkich zmian. Wprowadzaj je powoli, nawet dyskretnie, badaj grunt, obserwuj reakcje i nie wyciągaj pochopnych wniosków. Popełniałem ten błąd wielokrotnie. Za szybko się zniechęcałem i dziś żałuję straconego czasu, ale to opowieść na nią okazję.