9 mitów, w które wierzą influencerzy
Blogerzy są bardzo podatni na wiarę w mity. Wierzą w nie od pierwszego dnia swojego istnienia.
Bezmyślnie i bezkrytycznie powielają schematy wypracowane przez bardziej sławnych blogerów. Nie przeczę, że wiele reguł rządzących social mediami jest świętych i nie należy ich łamać, ale są prawdy, które wydają się mądre, oczywiste i słuszne, a jednocześnie są głupie i wręcz szkodliwe.
Mit 1. Najważniejsza jest jakość
Utarło się przekonanie, że wartościowe blogi to te tworzone przez autorów znających się na danym temacie. Coraz częściej mądrzy i sławni blogerzy – których z nazwiska nie wymienię, bo mam regułę, że nigdy nie mówię źle o konkretnych twórcach – głoszą prawdy objawione, że powinniśmy tworzyć wartościową, pogłębioną, przemyślaną treść.
To nie jest prawda.
Każdy blog jest wartościowy. Wszystko, co tworzysz, jest wartościowe. Nigdy nie powiem, że jestem lepszym blogerem od ciebie tylko dlatego, że napisałem dłuższy, ciekawszy lub bardziej poczytny tekst. Nie ma czegoś takiego jak treść obiektywnie dobra, bo sam pewnie mógłbyś wymienić dziesiątki jednozdaniowych cytatów, które wpłynęły na twoje życie bardziej niż najgłębsze artykuły czy filmy. Proszę, byś już na samym początku planowania rozwoju swojej marki nie zakładał z góry, że dobre jest to, co wzbudza szacunek. Dobre jest także to, co wzbudza śmiech, złość i smutek.
Nie jest też prawdą, że musisz być specjalistą w jakiejkolwiek tematyce. Czy sądzisz, że dziennikarze piszący w uznanych pismach są ekspertami w swoich dziedzinach? Nie bądźmy naiwni. Nie ma znaczenia, jak dobry jesteś. Znaczenie ma to, jak dobry potrafisz być, a już najważniejsze jest, czy to, co tworzysz, jest interesujące dla czytelnika. Daję ci słowo – i mógłbym to poprzeć tysiącami przykładów – że najlepsi, najpopularniejsi i najbardziej lubiani blogerzy nie są ekspertami w tematyce, którą opisują.
Poza tym nie życzyłbym sobie wizji social mediów opartych na publikacjach eksperckich. Rany boskie, jakie to byłoby nudne! Bo widzisz, ci, którzy nawołują do niespłycania blogosfery i pisania tzw. wartościowych tekstów, to świetni ludzie. Są znani, szanowani, dostają sporo lajków pod swoimi mądrościami, ale tak naprawdę mało kto ich czyta, a jeszcze mniej ludzi ma ochotę do ich porad się stosować. I dobrze, bo szkodzą. Ograniczają twórców, wymuszają na nich określone działania, a nic nie wyrządza początkującym blogerom takiej krzywdy, jak brak wolności twórczej. Chcesz pisać o cyckach? Pisz o cyckach! Chcesz rozprawiać o ubóstwie na świecie? Ależ proszę bardzo.
Mit 2. Blogowanie to pasja
Ten numer zawsze działa. Wystarczy raz na jakiś czas rzucić tekstem w rodzaju: „Pieniądze nie są najważniejsze. W blogowaniu liczy się pasja!”. Albo: „Jeśli chcesz coś robić dobrze, musisz kochać to, co robisz”. I tak dalej. Pozwól, że nie będę rozpisywał się na ten temat, bo musiałbym skompromitować ludzi, którzy są mi bliscy. Przyjmij tylko tę jedną radę: nie ma znaczenia, co jest twoją motywacją. Jeśli piszesz, bo masz złamane serce, zeza albo jesteś ruda, to jesteś tak samo zajebistym blogerem, jak ci, którzy w mediach lansują się w koszulce z serduszkiem WOŚP i wołają, że najważniejsza w życiu jest miłość.
Nie musisz też kochać pisania. Pamiętam, jak wiele lat temu przeczytałem wywiad z Fryderykiem Forsythem (nasi rodzice chyba lepiej go znają, ale przyjmijmy, że to bardzo dobry i popularny pisarz), który przyznał, że nienawidzi pisania. Kiedy zabiera się do tego, zamyka się na miesiąc w chacie i pisze, aż skończy – a potem przez rok odpoczywa.
We wrześniu 2015 roku miałem przyjemność być na spotkaniu z Lee Childem, który każdego roku promuje kolejną swoją książkę w jednej z nowojorskich księgarń. Być może go kojarzysz – to jest ten pan, który stworzył postać Jacka Reachera. Tom Cruise zagrał w jednej z adaptacji i teraz przymierza się do kolejnej części. Child, zapytany, ile czasu poświęca na napisanie swojej książki, odpowiedział z rozbrajającą szczerością:
– Chcesz oficjalną czy nieoficjalną odpowiedź?
– Najpierw oficjalną.
– Tworzenie jednej książki to lata ciężkiej pracy.
– Dobra, daj nieoficjalną.
– Osiemnaście dni.
Nawet nie pytałem, czy pisanie to bardziej jego praca czy pasja, bo nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Dopóki jego dzieła są bestsellerami, może je sobie pisać nawet w weekend.
Mit 3. Pisz tylko wtedy, kiedy masz coś do powiedzenia
Mówią tak, prawda? Otóż to fakt, który ciebie nie dotyczy, bo na pisanie tylko wtedy, kiedy ma się coś do powiedzenia, mogą sobie pozwolić jedynie ci, którzy już zgromadzili wokół siebie społeczność. Jeśli dopiero zaczynasz, musisz pisać często. Większość pisze zbyt rzadko. Jest to jeden z najczęściej popełnianych błędów blogerów i nie pomylę się, jeśli powiem, że co drugi e-mail z pytaniem „Dlaczego nikt mnie nie czyta?” jest pisany przez kogoś, komu wydaje się, że jeden tekst na tydzień wystarczy. Nie, nie wystarczy.
Mit 4. Bądź autentyczny
W październiku 2015 roku australijska blogerka Essena O’Neill „zaszokowała” świat, informując, że social media to nie jest prawdziwe życie. Ryczała do kamery, że głodziła się dla lepszych fotek, ubierała w nie swoje ciuchy i w ogóle strasznie cierpiała. Im więcej fanów przybywało, tym większą deprechę łapała.
A teraz wyobraź sobie zapłakanego Spielberga, który przed kamerami wyznaje, że dinozaury w „Parku Jurajskim” nie były prawdziwe. Albo Daniela Craiga mówiącego przez łzy, że w żadnym filmie o Jamesie Bondzie nikogo tak naprawdę nie zabił. I że prywatnie nie jest Jamesem Bondem.
Wszyscy kochają prawdę, zwłaszcza ci, którzy zaczynają dzień od serwisów plotkarskich, dzięki którym mogą się dowartościować, bo widzą gwiazdy bez makijażu. W porządku, każdemu wedle potrzeb, ale podobnie jak w trzech poprzednich mitach, tak i w tym będę ci wbijał do głowy, że musisz tworzyć to, co sprawia, że czujesz się dobrze. Nie ograniczaj się koniecznością bycia wiarygodnym, prawdziwym, bo nikt tego od ciebie nie ma prawa żądać. Lubię czytać zarówno biografie, jak i fikcyjne powieści sensacyjne. Czy mam wymagać od autorów kryminałów, aby opisywali wyłącznie prawdziwe zbrodnie? Chciałbyś, aby kina wyświetlały filmy oparte wyłącznie na faktach? Właśnie dlatego głupotą jest żądać od twórców, aby byli autentyczni. Nie potrzebujemy autentyczności. Nie interesuje mnie, czy twoje jajko sadzone wrzucone na Instagram zostało zrobione przez ciebie, czy przez sztab ludzi, którzy w pocie czoła fotografowali je przez ostatnie dwa tygodnie. Jeśli mnie to zainteresuje, zostanę i zajrzę do ciebie też jutro. A kiedy będę chciał autentyczności – sam sobie takie jajo usmażę.
Kilka tygodni po aferze z Esseną O’Neill na jej stronie internetowej pojawiła się informacja, że bohaterka właśnie pisze książkę „Jak być sławnym w social mediach”. To tyle, jeśli chodzi o prawdę i autentyczność.
Mit 5. Szanuj czytelników
Przykro mi, ale nie będę cię czytał częściej i lubił bardziej, jeśli zaczniesz codziennie mi dziękować za to, że do ciebie wracam. Nie musisz mnie określić „drogim czytelnikiem” i przypominać, że jesteś mi bardzo wdzięczny za te wszystkie lajki i komentki. Jako odbiorca nie żądam od mediów, by traktowały mnie jak skarb, bo jeśli będą przynudzać, to i tak odejdę. Nie musisz szanować czytelników, bo żadnej łaski ci nie robią. Jest wręcz na odwrót. To ty robisz im dobrze, publikując interesującą treść i tworząc dobry produkt. Jeśli lubię cię czytać lub kupuję twoje rzeczy, to nie robię tego dla ciebie.
Inna sprawa, że brak szacunku nie jest już mile widziany. Kiedyś mogłem sobie obrażać czytelników do woli i było to traktowane jako żart (i słusznie), natomiast teraz odbiorcy stali się delikatniejsi, jakby wrażliwsi na swoim punkcie. W dalszym ciągu nie kłaniam się im w pas i nie czuję wdzięczności za to, że czytają mój blog, ale inaczej sprawa ma się z książkami. Zapłaciłeś za moją książkę i choć tego nie przyznam wprost, to jestem ci za to wdzięczny, a także mam nadzieję, że miło spędzisz przy niej czas.
Mit 6. Dziś trudniej się wybić
Bardzo irytujący mit powtarzany przez wielu twórców. Słowo honoru, że dziś jest łatwiej, bo dawniej internetowi opiniotwórcy, blogerzy, influencerzy (jak ich zwał, tak zwał) byli marginalizowani. Mieliśmy czytelników, ale zero zainteresowania ze strony mediów i sponsorów. Serwisy społecznościowe nie istniały, a rozwój bloga w największym stopniu opierał się na dobrej pozycji w wyszukiwarkach oraz spamowaniu linkami na forach internetowych.
Teraz jest tak, że rano zaczynasz pisanie bloga, wykładasz kasę na reklamę, a w południe docierasz do miliona odbiorców. Jeden dobry temat sprawi, że jutro usłyszy o tobie cały świat. Serio, wybić się w internecie to kwestia jednego dobrego tekstu. Albo pary dorodnych cycków , , .
Mit 7. Blog to platforma
W przeciwieństwie do tego, co pisałem w poprzednich książkach, w tej nie znajdziesz ani jednego zdania, w którym napiszę, że mieć blog to znaczy mieć własną stronę pod swoją domeną lub na platformie blogowej. To największa zmiana, jakiej właśnie jesteśmy świadkami, i coś, co do niedawna było nie do pomyślenia. Jeszcze w lipcu 2015 roku na Blog Conference Poznań spotkałem się z bardzo negatywnym odbiorem, kiedy powiedziałem, że nie potrzebujemy już blogów. Nie są ani najważniejsze dla rozwoju naszej marki, ani nawet potrzebne – spokojnie możemy się bez nich obyć.
Ta książka od początku do końca jest pisana w myśl tej idei. Blog rozumiany jako prywatna platforma do publikowania treści to przeszłość. Od tego momentu zawsze, kiedy napiszę słowo blog, wiedz, że mam na myśli zarówno treść tworzoną na platformie blogowej, jak i na Facebooku, Instagramie, Snapchacie, Tumblrze, Medium itd.
Mit 8. Bloger to…, a influencer to…
Daj spokój głupim definicjom, bo one tylko wywołują niekończące się spory. Jeśli określasz się blogerem, to nim jesteś. Dawniej mówiliśmy, że kolejnym etapem rozwoju blogera jest bycie influencerem, osobą wpływową, opiniującą, kreującą rzeczywistość. Dziś praktycznie wszyscy blogerzy tym się zajmują, a jeśli traktujemy Facebook jako platformę do blogowania, to każdy influencer jest także blogerem. Dlatego obu określeń będę używał zamiennie i nie zamierzam wdawać się w gimnazjalne pyskówki, że przecież nie każdy bloger to influencer.
Mit 9. Są wśród nas prawdziwe gwiazdy
Początkujący blogerzy mają tendencję do przypisywania sławniejszym blogerom cech gwiazdorskich. Zarzucają im (nam), że trzymamy się razem, separujemy od innych, nie dopuszczamy nikogo do zamkniętego grona i udajemy gwiazdy. Nie przeczę, że tworzą się wśród nas grupy wzajemnego lizania po jajkach, ale przynależność do nich nie jest warunkiem osiągnięcia jakiegokolwiek sukcesu, czego sam jestem dobrym przykładem. Na co dzień nie trzymam sztamy z żadną grupą blogerów, mam niewielu znajomych z blogosfery i na palcach jednej ręki mógłbym policzyć osoby, które zaliczam do przyjaciół.
Z tym mitem „gwiazd internetu” jest tak, jak z większością mitów wymienionych wcześniej: są tworzone i powielane przez osoby, które poprzez nie tłumaczą swoje słabości. Czegoś nie mogę, bo ktoś mi zabrania. Czegoś nie osiągnę, bo nie mam tego i tamtego. W czymś jestem słaby, bo coś tam.
W Polsce nie ma gwiazd wśród blogerów, a jeśli ktoś uważa się za gwiazdę, to nie gań go za to, tylko współczuj ambicjom – trzeba je mieć wyjątkowo małe lub też mieć chore mniemanie o sobie, aby w tak małym środowisku czuć się gwiazdą.
Każdy, dosłownie każdy bloger jest takim samym człowiekiem jak ty i na co dzień boryka się z podobnymi problemami. Wszyscy mamy spadki formy, problem braku weny czy pieniędzy na koncie, dręczą nas wątpliwości i nie wiemy, co stanie się w przyszłości. Jeśli ja nie potrzebowałem innych blogerów, aby się wybić, to ty też nie potrzebujesz. Jeśli ja nie musiałem kumać się z innymi, to ty też nie musisz. Jeśli ja nie tłumaczyłem swoich porażek poprzez zrzucanie winy na innych, ty także tego nie rób. Nie patrz na innych z pozycji kogoś słabszego, niewtajemniczonego, zostawionego na uboczu – w ten sposób deklarujesz swoją beznadziejność. Nie dołączaj do tych, którzy co jakiś czas marudzą, że blogerzy są tacy i owacy, a blogosfera schodzi na psy. Dostosuj się do świata, w którym żyjesz, albo żyj tak, by to świat dostosował się do ciebie. W każdym innym przypadku będziesz skazany na niebyt.