Instagram ukrywa polubienia. Jak sobie z tym poradzić? 

Na razie trwają testy w różnych krajach.

Nie wiemy czy te testy rozszerzą się na Polskę, ale jest to bardzo prawdopodobne. Na razie były tylko pojedyncze przypadki.

FAKT: Nie wiemy, czy docelowo będą ukrywane tylko liczby lajków pod zdjęciami/postami, czy również ilość subskrybentów danego profilu. 

MIT: Influencerzy są tym faktem załamani, jak donoszą prości mediaworkerzy piszący dla prostych ludzi. To clickbaitowa bzdura. Ani nie są załamani (poza pojedynczymi przypadkami), ani nie jest to coś, czego powinniśmy się obawiać. To po prostu 

POWRÓT DO STARYCH DOBRYCH CZASÓW 

Dawno, dawno temu, jeszcze przed erą Facebooka i social mediów żyli na świecie blogerzy. Mieli swoje blogi. Nie było wtedy Google Analytics, nie było statystyk, nie było liczby wejść na dany post, w skrócie: nie mieliśmy wówczas ŻADNYCH narzędzi do pokazywania ludziom, jak bardzo jesteśmy zajebiści, a że byliśmy całkiem chujowi, to robiliśmy wszystko, aby udawać, że jednak jesteśmy zajebiści. 

Na co patrzyli wówczas czytelnicy (reklamodawców i mediów nie było), aby przekonać się, czy czytają popularnego bloga? To pytanie na czasie, bo to co kiedyś działało, zacznie działać, gdy Instagram i/lub Facebook zaczną ukrywać lajeczki. Otóż patrzono na:

a) liczbę komentarzy pod postami. Jeśli było ich co najmniej kilkadziesiąt, to miało się do czynienia z całkiem popularnym blogerem.  

c) Niektórzy korzystali z brzydkich i topornych serwisów do statystyk i raz na jakiś czas wklejali do nich screeny. Nieco później (bodajże od 2007 roku) można było w bocznej szpalcie bloga (na tej stronie to miejsce po prawej) wklejać widget pokazujący wejścia. 

c) platformy blogowe (już nieżyjące), takie jak blox.pl lub blog.onet.pl robiły rankingi popularności blogów, ale jak każdy ranking – pokazywały tylko kilkudziesięciu najpopularniejszych, więc setki tysięcy innych blogerów ginęło w tłumie. 

I najważniejsze: żyliśmy, publikowaliśmy, rozwijaliśmy się. Czy byliśmy wtedy lepsi, bardziej pomysłowi i kreatywni? Nie, dlatego bzdurą jest, że 

UKRYCIE LAJKÓW WPŁYNIE POZYTYWNIE

na autorów i nagle „wrócimy do korzeni”, skupimy się bardziej na tym, by dawać odbiorcom lepszy towar. Chuja tam lepszy! To właśnie rywalizacja, dążenie do jak największej liczby nagród-lajków i nagród-udostępnień zmieniła na lepsze najpierw blogosferę, a potem social media. Jakość zdjęć publikowanych na kontach instagramerów jest o kilka klas lepsza niż jakość fotek publikowanych w sieci kilka lat temu. Jakość filmów na YouTube też zwiększa się cały czas.

Możemy śmiać się z tych, co to wpierdalają do łóżka pół lodówki żarcia i wmawiają nam, że tak wygląda ich śniadanie, ale wolimy patrzeć właśnie na takie ściemy niż na brzydką bułkę z serem. Jeśli szukasz na Instagramie prawdy i autentyczności, to poszukaj gdzie indziej. 

Faktem jest, że ukrywanie lajków nieco zluzuje zwieracze początkującym autorom, którzy nabawili się kompleksów patrząc codziennie na piękne, zadbane i przesycone kolorami konta popularnych twórców. Takich ludzi są tysiące. Oni się boją, oni nie wierzą w siebie, mają blokady, wątpliwości. Nie mieliby ich, gdyby nie konkurencja, którą sobie uroili w głowie. Wolą nic nie robić, niż robić coś inaczej niż inni. I coraz więcej jest takich, którzy nie kumają, że nie da się z dnia na dzień niczego zbudować. Oni chcą już, teraz, natychmiast. Dużo komentków, lajeczków i gratisów od sponsorów. Dać im przepis na sukces, bo na pewno jakiś przepis jest. Zwłaszcza, że takich ekspertów od „pozyskuj 300 obserwujących dziennie” przybywa, a ludzie są durne i się na to nabierają. 

JAK UKRYCIE LAJKÓW NA INSTAGRAMIE WPŁYNIE NA LICZBĘ POLUBIEŃ?

Przyjmijmy założenie, że polubienia zostaną ukryte i tylko ty będziesz widzieć, ile osób i kto polubił twoje zdjęcie.

Nie trafiłem na żadne wyniki profesjonalnych badań, które wykazałyby, że testy zmniejszyły lub zwiększyły liczbę lajków pod zdjęciami, dlatego na tym etapie możemy sobie pogdybać.
Gdybam, że ilość lajków się zmniejszy, a to dlatego, że zabiera się czytelnikowi powody, dla których lajkuje i nie daje nic w zamian. 

Czasami lajkujemy odruchowo, bo kogoś znamy/lubimy i chcemy, by ta osoba o tym wiedziała. Teraz też się dowie, ale będzie musiała się przeklikać trochę, czyli się nie dowie, bo komu będzie się chciało ciągle sprawdzać kto dokładnie polubił. Zabieramy też „nagrodę” w postaci satysfakcji, że się dołącza do tłumu lajkujących. Wprowadza się też niepokój, że będziemy tymi baranami, którzy zalajkują niepopularne zdjęcie. Wiem, jak to brzmi, trochę abstrakcyjnie, ale tak jest. Polubienia prawie nigdy nie są dokonywane „po głębokim przemyśleniu”. Są odruchem, wyrazem emocji. Na zainteresowanie naszym postem zazwyczaj mamy mniej niż 2 sekundy (to akurat potwierdzone dane). I w ciągu tych dwóch sekund człowiek podejmuje zwykle „bezpieczne” decyzje. Ponadto – przy braku widoczności liczby polubień będziemy odczuwać trochę większą bezcelowość polubiania. 

CO TO OZNACZA DLA CIEBIE?

Będzie ciut milej, nieco zmniejszy się twoja potrzeba sprawdzania co 30 sekund ile masz lajków, zwiększy się za to potrzeba posiadania komentarzy. Chcesz czy nie chcesz, ludzie będą od tego momentu oceniać Twoją wielkość po zaledwie dwóch elementach: liczbie fanów danego kanału oraz – na oko – ilości komentarzy pod postami. O ile Instagram nie ukryje także liczby fanów, a może to zrobić.

Poniżej przykład jak to wygląda na profilu jednego z czytelników. Prawy obrazek nie pokazuje liczby polubień. Lewy obrazek, kiedy autor kliknie w polubienia, pokazuje ich liczbę na samej górze. 

Ci, którzy lubią pokazywać, że mają dłuższego niż kolega obok, znajdą sposoby, by komunikować, ile osób dane zdjęcie polubiło. Są do tego miejsca. Chociażby na Insta Story. Screen z liczbą lajków i „szczere” podziękowanie w rodzaju: „och, cieszę się, że tak wam się spodobała fotka! Tyle polubień! Jesteście dla mnie największą motywacją! Kocham was!”. 

Brzmi, jakbym się nabijał. Wręcz przeciwnie. Będę doradzał takie i podobne zachowania, bo każda legalna forma aktywizowania czytelników oraz pogłębiania relacji z nimi, jest słuszna i potrzebna.
No dobrze, ale 

CO ZROBIĆ Z KOMENTARZAMI

skoro być może staną się jeszcze bardziej pożądane niż są teraz?
Tak, staną się pożądane, bo liczbom followersów danego kanału coraz mniej ufamy. Zbyt łatwo można je kupić.
Przede wszystkim zapomnij o prostych rozwiązaniach i nie ufaj ekspertom, próbującym dać złote sposoby. Nie nauczysz się tego z jednej publikacji, darmowego wykładu. W ten sposób możesz tylko liznąć ten temat i poznać proste mechanizmy. To temat na książki i szkolenia, ale nawet one nie wystarczą. Musisz samemu się uczyć, analizować, eksperymentować. Kluczem i tak zawsze będą emocje. Jeśli potrafisz je wywołać, będziesz mieć reakcje. Niestety wielu twórców naśladuje tych popularniejszych, publikując to samo, pisząc prawie to samo, a potem dziwią się, że u tych wielkich są komentarze, a u nich nie ma. Proste. Ci wielcy mogą pisać o wszystkim. O tobie i o sobie. Początkujący twórcy mniej powinni pisać o sobie, bo i tak nikogo nie obchodzą. Tak, interesuje mnie czy Britney Spears zjadła na śniadanie owsiankę, ale za cholerę nie interesuje mnie, czy Marysia z Terespola też miała owsiankę. Bardziej zainteresowałoby mnie, co wyjątkowego było w owsiance Marysi, jak ją zrobiła, dlaczego ją zrobiła i co spierdoliła. A jeszcze bardziej zainteresuje mnie, jeśli Marysia opowie ciekawą historię dotyczącą tej lub innej owsianki, a niech będzie że wystarczy nawet jakiś suchy żarcik. Świat potrzebuje owsiankowych Instagramerek, które swoimi publikacjami dają innym jakąś korzyść: rozbawiają, edukują, wkurzają, motywują lub inspirują. Brzmi znajomo? Mam nadzieję, bo o tym trąbię od lat. 

Jestem też prawie przekonany, że powstanie jeszcze więcej grup influencerów wzajemnie wspierających się poprzez pisanie komentarzy. Z tego co wiem jest to niezgodne z regulaminem serwisu, ale nie mój to problem. Jak ktoś chce łamać regulamin i dostać klapsa, to krzyż na drogę. Nic mi do tego. 

JAK UKRYWANIE POLUBIEŃ WPŁYNIE NA BIZNES?

Nie wpłynie. Agencje i tak patrzą przede wszystkim na liczbę fanów. Jeśli Instagram ją ukryje, a jest to możliwe, to influencerzy będą ją sobie wpisywali w opisach profilu.
Ale! Wydaje mi się, że do łask wrócą zaniedbane zakładki „współpraca” na blogach. To tam influencerzy mogliby (i od dawna powinni) zamieszczać wszelkie informacje przydatne reklamodawcom. O tym też trąbię na szkoleniu, więc powtarzać się nie będę, bo tak naprawdę to nie mamy pojęcia czy ukrywanie lajków wpłynie na interesy. Ja stawiam, że nie wpłynie. 

CO MUSZĘ ZROBIĆ, ABY PRZYGOTOWAĆ SIĘ NA UKRYTE LAJKI? 

Nic. Wyluzuj. Rób dalej swoje, ciągle się ucz, podpatruj, publikuj, a będzie dobrze. W social mediach bardzo rzadko zachodzą gwałtowne zmiany decydujące o być albo nie być influencerów. Chyba tylko na YouTube mają powody do narzekań, bo tam realia w ostatnich latach zmieniły się z zajebistych na całkiem przejebane (głównie pod względem zarobków z reklam i wybijania się z tłumu), ale FB i Instagram zmianami zazwyczaj czyni więcej dobra niż szkód. Szkodzi tylko tym, którzy chcą zarabiać, ale to o wiele szerszy temat i w nim leżą nasze największe problemy.
Dla tych, którzy chcą nie tylko publikować, ale i zarabiać nadchodzą coraz cięższe czasy, bo wszystkie platformy czynią coraz większe starania, by ludzie na nich zostawali. Instagram i tak nas nigdy nie chciał wypuszczać, YouTube też utrudniał maksymalnie życie, Facebook był fajny dawniej, teraz ciągle ogranicza, a w tym roku za odsłony na Twoich tekstach wzięło się Google. 

 

Widzisz ten obrazek? To go zapamiętaj. Wrócimy do tego tematu w styczniu 2020 r., jeszcze nie wiem czy na otwartym czy zamkniętym wykładzie. Dam znać w newsletterze za kilka dni.

 

 

Related Articles

Responses

  1. (Zrobię to pierwszy raz i skomentuję, bo jestem wdzięczna, że to napisałeś) Pouczający post – dziękuję.

  2. Tomku, bardzo miło się czytało i zmktywowałeś mnie do zaktualizowania zakładki “współpraca”. Musiałam oddetchnąć od tego tematu, a ten artykuł dał kopa do działania. Dzięki ☺️

Comments are closed.